Nie przypominam sobie, by gdzie indziej zagrała lepiej niż w Celi. Jedyna piosenkarka, która jakoś potrafi pływać w wielkim oceanie kinematografii, reszta już dawno utonęła (Britney Spears).
Natomiast największą zaletą tego filmu są zdjęcia, a w szczególności umysł mordercy i jego "świat". Prawie każda scena w tych "alternatywnych rzeczywistościach" to mistrzostwo. Piękna gra kolorami, światłem i J.Lo. jako Matka Boska :). Schizowe obrazy, troszkę metafizyki. Aż szkoda, że te wizyty przerywane są przez dość schematycznie poprowadzone przez scenarzystów kryminalne śledztwo, w którym agenci próbują ustalić, gdzie przebywa ostatnia ofiara szaleńca. Jeśli jej nie znajdą przez - obowiązkowo - 24 godziny, to dziewczyna utonie. Wspomnę tylko, że był kiedyś film, w którym morderca zakopywał żywcem kobiety, a główną osią tegoż filmu było znalezienie jednej z jego ofiar. Bodajże rolę mordercy grał Adrien Brody, ale głowy nie dam. W każdym bądź razie to tylko jeden z filmów z podobnym schematem fabularnym.
Podsumowując, Celę warto obejrzeć tylko ze względu na wizyty w podświadomości schizofrenika. Resztę tego obrazu już gdzieś, kiedyś widzieliśmy.